Gdy nadszedł czas kupienia pierwszych kredek dla mojej niespełna dwuletniej córki, to wiedziałam, że będą to Mondeluzy firmy Koh-i-noor.

Mam 11-sto letnią siostrzenicę, która przerobiła mnóstwo przeróżnych kredek o wszelakiej maści. Ale odkąd siostra przez przypadek odkryła te kredki, to do dzisiejszego dnia w piórniku Małej nie ma innych, są tylko Mondeluzy, o różnym stopniu zużycia :)

Na start kupiłam kartonik z dwunastoma kredkami. Cena w prywatnym sklepie papierniczym to 15 zł. Przyjemność rysowania nimi? Przeogromna. Kredki są bardzo miękkie o soczystych kolorach. Moja córka śmiało i bez najmniejszego wysiłku w dociskanie nimi do papieru, rysuje swoje pierwsze bohomazy. Rysik łamie się niezmiernie rzadko. Z zaostrzonego na szpic pod wpływem rysowania, tworzy się taka "kuleczka", która w końcu zrównuje się drewnem i wtedy trzeba zatemperować kredkę.

Są doskonałe do kolorowania czy obrysowywania krawędzi. Efekt, jaki chcemy uzyskać malując nimi zależy od nas samych. Między delikatnym a mocnym dociskaniem jest taka różnica, jakby się używało dwóch różnych kredek. Dodatkowo te kredki mają funkcje akwareli - za pomocą pędzla i wody, można wyczarować dodatkową technikę rysowania, naprawdę niebanalną ( żeby rozmazać kredkę wystarczy też trochę śliny).

Kartonik 12-stu sztuk zawiera podstawowe kolory ( 2 odcinie zieleni, 2 niebieskiego i resztę pojedyńczych). Każda kredka ma swój numer i jak porównuję nasze kredki z kredkami siostrzenicy sprzed kilku lat, to w dalszym ciągu te same kolory, mają te same numery.

Nasze idealne kredki:) Aż chce się nimi rysować.