Są kosmetyki, na które patrząc człowiek sobie myśli: co to za wynalazek? :)

I tak właśnie było w przypadku talku w płynie Linea Bimbi. Połączenie talku z balsamem do ciała - nigdy nie spotkałam się z takim produktem na polskim rynku. W sumie to nie bardzo nawet wyobrażałam sobie, do czego mogłabym tego użyć.

Dopóki nie spróbowałam :)

Talk w płynie Linea Bimbi to bardzo leciutki, półpłynny balsam do ciała. W balsamie tym rozproszone są drobinki skrobi kukurydzianej. Balsam wchłania się dość szybko, nawilżając i odżywiając skórkę. Na ciele zaś pozostaje niezwykle aksamitna powłoczka - zakładam, że to ta skrobia. Nadaje ona skórze po prostu niesamowitej gładkości!

Talk w płynie Linea Bimbi nadaje również niezły "poślizg". I to zastosowanie spodobało mi się najbardziej!
Wiadomo, balsamów nawilżających jest mnóstwo, ale nietłusty "olejek" do masażu to jest coś, prawda?

Odkąd mam ten talk z przyjemnością masuję córeczce stópki przed snem. Rozluźnia ją to, pomaga się zrelaksować (mam książkę do refleksologii). Skrobia kukurydziana na stópkach, gdzie jest mnóstwo gruczołów potowych, to też fajna rzecz - tak myślę. Masuje się super, bo talk w płynie nadaje poślizg, zaś dłonie nie są tłuste (i stópki młodej również). Bardzo praktyczne.

Talk ma raczej średnią wydajność. Do masażu na pewno idzie go więcej, niż oliwki. Do masowania stópek (czy plecków, brzuszka, lub po prostu malutkiego dziecka) jest to jak najbardziej do strawienia, ale gdyby chcieć tym smarować całego 2-latka, od stóp do głów, to dno flaszeczki ukazałoby się dość szybko :)

Kosmetyk zapakowany jest w zgrabny pojemniczek z pompką. Z pompki nie "leje się jak z cebra" - dozuje niewielkie porcje. Buteleczka jest przezroczysta i widać ile jeszcze kosmetyku zostało.

Zapach jest typowy dla całej serii Linea Bimbi - roślinny, dość intensywny. Użytkowników kosmetyków naturalnych nie zdziwi - te kosmetyki mają w zwyczaju tak pachnieć ;)

Dla mnie ten kosmetyk to przede wszystkim świetny środek do masażu - bez tłustych łapek.