Uwielbiam szampony Garnier Fructis, a grapefruit jest moim ulubionym owocem, w związku z tym nie mogłam przejść obojętnie obok tego produktu.

Po pierwsze szampon o pojemności 400 ml można kupić już za mniej niż 10 zł. Według mnie- żal nie spróbować. Opakowanie jest plastikowe, przezroczyste, dzięki czemu dobrze widzę zużycie produktu. Jedyną przeszkodą jest typowo "garnierowa" nakrętka, którą ciężko się otwiera.

Szampon rewelacyjnie się pieni, pozwalając umyć całe włosy już niewielką ilością szamponu. Co za tym idzie- ogromna wydajność. Przy codziennym stosowaniu potrafi wystarczyć mi na 1,5-2 miesiące.

Zapach jest cudowny. Świeży, lekki, soczysty. Przepiękna woń, w dodatku nienachalna. Utrzymuje się na włosach cały dzień, co bardzo mnie cieszy.

Oczywiście głównym zadaniem szamponu jest dokładne oczyszczenie bez pozostawienia trudnego do rozczesania kołtuna, zwłaszcza przy suchych i zniszczonych włosach. Owy kosmetyk doskonale oczyszcza, a przy tym pozostawia miękkie włosy, które prawdę powiedziawszy nie potrzebują nawet odżywki w skrajnych przypadkach.

Kosmyki po użyciu są lekkie, lśniące, świeże na długo oraz delikatnie uniesione u nasady. Wyglądają zdrowo i pięknie. Po użyciu są miękkie, odrobinę sypkie. Po prostu idealne. Tylko Fructisy potrafią sprostać moim oczekiwaniom i sprawić cuda z moimi niesfornymi końcami.

Szampon nie podrażnił, nie uczulił, nie obciążył nie przesuszył ani nie spowodował łupieżu. Dodatkowym atutem jest bardzo przyjazny skład- nie zawiera silikonów, parabenów, SLS/SLES. Jak dla mnie super. Nie przyspieszył również przetłuszczania włosów.

Podsumowując, szampon jest rewelacyjny, ale mam już swojego ulubieńca- Fruity Passion. Jedyną różnicą pomiędzy tymi produktami jest woń. Faktycznie grejfrut jest lekki i piękny, ale wolę zapach siostrzanego szamponu.