Maseczkę tą zostawiłam sobie na koniec testowania. Oczekiwałam po niej najlepszego efektu, tak jakoś z góry sobie założyłam. I co z tego wyszło sama nie wiem...

Konsystencja to taki dość zwięzły kremik o barwie zielonkawej, limonkowej o świeżym też jakby limonkowym, cytrusowym zapachu. Zapach nie jest bardzo intensywny. Nie drażni.

Zaraz po nałożeniu odczułam natychmiastowy efekt chłodzenia, nie powiem po całym dniu był to dość przyjemny efekt, taki pobudzający. Po chwili jednak pojawiło się pieczenie. Na opakowaniu jest napisane: ''Koi i łagodzi podrażnienia'', no chyba nie u mnie...
Nie powoduje jednak zaczerwienienia skóry. O tyle dobrze.

Nie da się nie zauważyć i nie odczuć, że ściąga skórę. Niemiłosiernie ją ściąga! Po całkowitym wyschnięciu nie mogłam się odezwać... Co do schnięcia to proces ten następuje dość szybko, zwłaszcza gdzie warstwa kosmetyku jest najcieńsza.
Po wyschnięciu maseczka się kruszy. Oczywiście nie następuje to u każdego z tego co wiem, ale u mnie nastąpiło, można sobie zobaczyć z galerii. Spięłam czoło i posypał się śnieg :))

Zmywanie jej może sprawić lekką trudność, aczkolwiek można przeboleć, ja osobiście nie znoszę zmywania maseczek, które pod wpływem wody robią się takie jakby tłuste...? No nie wiem jak to określić, ale to już moje odczucie.

Efekt po troszkę mnie zaskoczył. Pozytywnie oczywiście.
Skóra była świetlista, widoczny był efekt oczyszczenia i co dla mnie najważniejsze: zaskórniki stały się mniej widoczne. To chyba do mnie najbardziej przemawia i skłania mnie do wypróbowania jej ponownie.

Oczywiście napiszę to kolejny raz. Trudno mi jest określić działanie maseczki po jednorazowym stosowaniu skoro stosować się ją powinno ''1-2 razy w tyg''. Jeżeli będzie okazja ją nabyć to raczej skorzystam, aczkolwiek tak jak wspomniałam na początku, mam lekko mieszane uczucia.