Na ten balsam do ust trafiłam niemalże przypadkowo. Początkowo nie przypadł mi do gustu. Z reguły mam suche usta, a on wysuszył mi je doszczętnie w kącikach. Koszmar!

Jednak ten efekt szybko minął. Potrzebne było wysuszenie, by następnie doskonale je nawilżyć. Teraz widzę niezaprzeczalną zmianę. Usta są jędrne i gładkie, nawet gdy nie użyję balsamu (choć pilnuję, by mi się to nie zdarzyło). Natychmiast przynosi ulgę i ukojenie.

Wargi po aplikacji wyglądają cudownie. Balsam pozostawia przezroczystą, nielepiącą poświatę, która wygląda porównywalnie do bezbarwnego błyszczyku. Usta wydają się bardziej pełne i kuszące. Nie skłamałabym, gdybym rzekła, że prezentują się seksownie.

Nałożeniu towarzyszy przyjemne uczucie chłodzenia. Nie jest zbyt intensywne, więc nie powinno przeszkadzać. Dla maniaczek świeżego oddechu (jak ja) może okazać się to dodatkowym atutem bo gwarantuje odświeżenie.

Dodatkowym atutem jest wydajność. Wystarczy niewielka ilość nałożona na usta.

Konsystencja jest lekka, dobrze się rozprowadza, ale nie wchłania się. Świetna sprawa.

Kosmetyk intensywnie pielęgnuje i goi dzięki zawartości alantoiny, gliceryny, oliwy z oliwek, wosku pszczelego, masła Shea (Karite), pochodnych lanoliny oraz kamfory i tymolu, a także zawiera ochronny filtr UV.

Polecam z całego serca, szczególnie osobom borykającym się z problemem suchych i spierzchniętych ust, a nawet z opryszczką.